Codziennie budził się zalany potem, żył w strachu przed kolejnym porankiem
Kładł się z niepokojem, życie jego nie poukładane, chciwie wulgarne
Miał wszystko- dom, pieniądze, samochody, kobiety piękne: a zarazem nic
Nie zdążył posadzić drzewa, nie miał dla kogo
Sam często wyrywał korzenie z własnego szczepu
Kobiety kładły się obok nazajutrz odchodziły, cyklicznie wracały
Pieniądze rozpychały jego kieszenie, miał ich naprawdę dużo
Po pierwszym milionie stracił rachubę, wydawał-tracił a one nie ubywały
Przekleństwem jego życia okazały się ów właśnie banknoty
Mógł mieć za nie wszystko: Luksusowe widoki, używki, uciechy,
Lecz nigdy nie udało mu się kupić przyjaźni ani miłości
Choroba jak skaza za życie w bałaganie przyszła bez proszenia
Zabrała wszystko
Zostawiła tylko jego majątek. Brudne pieniądze bez wartości.
-Złudzenia-
"s.o.s."/Zima/2011/Wrocław
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz